Wędrując samotnie, bez celu, nie widząc niczego... błądzimy. Zaplątani we mgle uczuć nie zatrzymujemy się. Idziemy na przód. Nie zwracamy żadnej uwagi na to co było. Na naszą beznadziejną przeszłość. Droga rozpostarta donikąd, utkana z ludzkich błędów prowadzi nas ku przyszłości. Daje nadzieję na odbudowanie. Daje szansę. Ostatnią. Spoglądamy raz za razem, powoli, w swoje oczy przepełnione bólem i nienawiścią zarazem. Na nasze wargi, które są sinoczerwone od zimna. Boimy się, sami nie wiemy czego.
Spotykamy się na rozstaju dróg, gdzie trzymamy się za ręce i uśmiechamy, pomimo cierpienia. Chcemy się objąć, ale coś nas przed tym powstrzymuje. Chcemy jeszcze raz zatańczyć. Chcemy żeby było jak dawniej. Oboje jednka dobrze wiemy, że tak nie będzie. Trzeba się z tym pogodzić. Nasze życie dobiegło końca.
Niczego nie można cofnąć. Nikt nie wraca. I nigdy nie wraca godzina, którą się raz przeżyło.
(...)