piątek, 17 maja 2013

My także, jak słońce, zmierzamy ku zachodowi.

Weszła na poddasze z kocem w ręku. Rozłożyła go i usiadła opierając się na twardej tafli muru. Patrzyła jak słońce już zachodzi i rozmyślała o swojej przeszłości. W głowie miała takie momenty, do których chciałaby wrócić, a niekiedy ich uniknąć. Uniknąć, tak po prostu. Nie wiedziała już co ma ze sobą zrobić. Wzięła kartkę i długopis. Zaczęła kreślić na niej takie wyrazy, których kompletnie nie widziała. Dlaczego? Oczy miała zalane łzami. Kartka była mokra od łez. Nie miało to znaczenia.
Ręką dosięgnęła świecy i zapałek, które leżały nieopodal jej dłoni. Zapaliła świecę.
Wstała i podeszła do progu dachu. Stanęła na samym jego szczycie. W lewej dłoni miała list napisany do przeszłości. W prawej świecę, z której wylewał się na boki wosk. Podniosła obie ręce i jednym ruchem podpaliła kartkę. Zgasiła palącą się świeczkę i upuściła kartkę. Ta paliła się coraz bardziej, aż z dużej wysokości dolatując do ziemi pozostał z niej jedynie popiół. Miała nadzieję, że złe wspomnienia odeszły. Odeszły na wieczność...
A w swo­jej głowie zna­lazła miej­sce, gdzie sa­mot­ność jest dob­ra, gdzie zacho­dy słońca nie są ro­man­tyczne, gdzie miłość to tyl­ko złudze­nie optyczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz